„EL DRACO” początki.

Pomysł zbudowania takiego jachtu powstał gdy miałem na koncie jeden zbudowany i opływany jako tako model (MINI 650.01) i drugie MINI w budowie. To niewiele, ale będę próbował. Jestem zwolennikiem budowania własnych konstrukcji, to najszybszy i najlepszy sposób na poznawanie konstrukcji, projektowania, technologii i praw rządzących małymi jachtami. Niepowodzenia uczą, może boleśnie, ale szybko i skutecznie. Nigdy nie budowałem modeli z zestawów, nawet podczas kursu instruktorów modelarstwa, gdy musiałem jako pracę egzaminacyjną wykonać model popularnej Jaskółki, to co powstało na pewno nie było Jaskółką, ale za to całkiem nieźle latało, zdecydowanie lepiej od oryginału.

Kilka szkiców na kartkach papieru, jakieś przemyślenia, pierwsze szacunkowe obliczenia. Początkowo myślałem o wykorzystaniu kształtu Dragona, ale linie tego pięknego jachtu, które wpadły mi w ręce okazały się dobre do publikacji w książce, ale nie do zbudowania modelu. Po mozolnej próbie przeniesienia kształtu z rysunku do przestrzeni komputera, wymiękłem. Zapadła decyzja o stworzeniu własnego projektu. Powstały założenia, określiłem podstawowe parametry i zacząłem rysować. Zaczął rodzić się „El Draco”.

Nie jest istotnie w jaki sposób powstaną linie naszego jachtu. Czy będą to rysunki na kartce papieru milimetrowego, kalce czy wspaniały model 3D, stworzony kształt musi odpowiadać pewnym zasadom. Tu na szczęście prędkość, która mocno wypacza współczesne konstrukcje była jednym z tych mniej istotnych elementów. Na wodzie oprócz tych wszystkich kevlarów, carbonów i mylarów jest jeszcze coś innego, coś co trudno opisać, ale warto tego poszukać. Czy udało mi się to odszukać, mam nadzieję że tak.

Rysowanie linii teoretycznych rozpocząłem od określenia wyporności kadłuba. Wyporność łatwo powiązać formułą z przekrojem głównej wręgi i założonym współczynnikiem cylindrycznym. Kilka iteracji i otrzymałem przekrój spełniający założenia. Później kolejne przekroje, jeden w części dziobowej (10-15% długości) i analogiczne dla rufy (~90% L). Połączyłem te trzy przekroje liniami burt, stępki i ukośnicami i to pozwoliło już określić przekroje wszystkich wrężnic. Kontrola wyporności i kolejne niewielkie korekty. Czasem czegoś gdzieś jest za mało, czasem za dużo. Starałem się uzyskać dużą płynność linii i rozsądny rozkład wyporności. Jacht przy długości 1000 mm ma krótką wodnicę Lw=700, spore nawisy, dziobowy i rufowy i stosunkowo niewielką wyporność, niewiele ponad 3 kg. Z uwagi na to, że to jest model musiałem trochę zwiększyć powierzchnie płetwy balastowej. Często stosowane nawet w modelach redukcyjnych rozwiązanie z dodatkową smukłą płetwą z bulbem uznałem za niedopuszczalne w tym jachcie. Wiem, będę miał większy dryf, jacht będzie pływał może nie tak ostro na wiatr, ale ja będę miał wewnętrzny spokój. I tak, zawsze nim gdzieś dopłynę. Przynajmniej tak mi się wydaje. Dosyć istotnym elementem wstępnego projektu był kształt balastu. W przypadku balastu zintegrowanego z płetwą balastową ma to spore znaczenie. Musimy przeanalizować rozkład mas elementów jachtu tak by później nie trzeba było korygować wyważenia modelu. Środek wyporu jednostki jest trochę przed środkiem masy balastu. W połączeniu z rozmieszczeniem elementów wyposażenia: serwo szotowe, akumulatory, elektronika itd. powinno to dać niewielkie przegłębienie na rufę, kompensujące przegłębianie dziobu przez żagle.

Po stworzeniu linii teoretycznych powstały rysunki wykonawcze. Zdecydowałem się na klasyczną konstrukcję kadłuba, wręgi, wzdłużnice i poszycie klepkowe (karawelowe). Przygotowałem rysunki wręg, wyciąłem je i zacząłem to składać do kupy, czyli zaczął powstawać szkielet kadłuba.

Andrzej Borko